Uśmiechnąłem się, słysząc pytanie dziewczyny.
- Yhym, właśnie poznałaś mój gust muzyczny. Coś skocznego, coś wesołego, coś wolnego. - Poszerzyłem uśmiech. - Zatańczysz? - spytałem i już po chwili wirowaliśmy na parkiecie, śmiejąc się radośnie. Nigdy nie sądziłem, że oszaleję na czyimś punkcie, zwłaszcza, że tą osobę znam zaledwie od kilku dni. Z drugiej strony, czyż miłość nie jest za skomplikowana, żeby próbować ją sobie jakoś logicznie wytłumaczyć? Nawet Einstein zdołał odkryć jedynie przepis na szczęście. Przestałem myśleć, ogarniać, rozumieć. Po prostu tańczyliśmy, a wszystko wokół przestało się liczyć. Miałem wrażenie, że ta chwila mogłaby trwać całą wieczność, a dla nas obu i tak byłaby niczym mrugnięcie okiem. Na chwilę zeszliśmy, żeby odpocząć i się coś napić. Nalałem sobie oraz Lily po szklaneczce archi i usiedliśmy na jednej z ławek, w ten sposób, żeby pozostali nas nie widzieli. Zbliżała się północ, zaraz powinienem ogłosić wyniki konkursów. Księżyc był już wysoko, oświetlał nas zewsząd, tworząc niesamowitą atmosferę. Uczestniczyłem w wielu obchodach Święta Sparowania, ale każde z nich było wyjątkowe. Byłem jednak pewny, że to zapamiętam na wieki wieków. Nawet nie zauważyłem kiedy, splotłem jedną z moich dłoni z dłonią Lily. Zanuciłem pod nosem piosenkę, którą zagrała jej pozytywka, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Przeniosłem wzrok na dziewczynę i zaniemówiłem. Miała zamknięte oczy, wiatr rozwiewał jej włosy, a ona rozkoszowała się chłodem wiosennej nocy. Nie myśląc o konsekwencjach, pochyliłem się i ją pocałowałem. Tak, zdecydowanie skończę za to w piekle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz