(Rozwinę, muszę się streszczać - ograniczenie internetu do 10 wieczorem w dni powszednie utrudnia mi życie. :c)
Odszedłem dosłownie na moment, żeby tylko ogłosić wyniki. Stanąłem na podium, zadzwoniłem charakterystycznie kieliszkiem i otworzyłem usta, ale dźwięki jatki przerwały moją, jeszcze nawet nie zaczętą przemowę. Drzewa wysłały mi sygnał, że czyjaś moc wpływa na zaklęcie, które na nie nałożyłem. Zbladłem, zacisnąłem pięści i ruszyłem biegiem ku walczącym, a właściwie ku walczącemu. Ross nie walczył, bardziej starał się ochronić, może dlatego, że przeciwnik wyraźnie przestał nad sobą panować. Użyłem jednej ze swoich mocy, żeby zablokować moce Jordan`a, następnie odciągnąłem go od chłopaka.
- Terra, zajmij się Ross`em - poleciłem, a właściwie warknąłem.
Co ten smarkacz sobie wyobraża?
- Musimy pogadać - Wbiłem paznokcie w rękę, żeby się uspokoić. Chłopaka popchnąłem w stronę jaskiń, niech się tłumaczy. Doszliśmy do mnie, on hardo, a ja z wściekłością wymalowaną na twarzy, którą nieprzerwanie próbowałem zdusić.
- Co to miało być? - rzekłem, gdy doszliśmy już do mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz